i znalazłam milusie miejsce w Gent (Gandawa).
Mąż miał wolny piątek, więc zaplanowałam wycieczkę. Zapakowaliśmy się do samochodu i jazda ku nowej przygodzie :)
Podróż zabrała nam około pięćdziesiąt minut. Wjechaliśmy do miejsca, które mnie zachwyciło, resztę rodzinki zresztą też.
Zwiedzanie tego cudownego zakątka musiałam rozpocząć jednak od znalezienia miejsca, w którym mogłabym dać upust mojej dokuczliwej na ten moment fizjologii :( Oczywiście mieliśmy problem z miejscem parkingowym, trafiło nam się owo tuż przy restauracji Sushi Palace. Uwielbiamy to żarciuszko ogromnie, więc radośnie wkroczyliśmy do środka. Obsługa była przemiła, gości nie za dużo, więc zaproponowano nam miejsce na antresoli, skąd mogliśmy podziwiać sprawne ręce, które przygotowywały nasze jedzonko. Zamówiliśmy różne zupki, wszystkie były przepyszne. Chwilę później na nasz stół wpłynęła łódka:
Na samo wspomnienie cieknie mi ślinka, choć wiem, że wiele osób nie przepada za sushi. Jadłam juz różne rodzaje, w różnych miejscach, ale to było najlepsze. Powiedzenie : "Rozpływa się w ustach" i tak nie oddaje rzeczywistych doznań.
Z pełnymi i zadowolonymi brzuszkami oraz pustymi pęcherzami ruszliśmy w miasto. Ja pierwsze kroki skierowałam do sklepiku z włóczkami, a jakże :)
Miałam przyjemność dziergać z różnych włóczek, tych z najwyższych półek również. Jak dotąd kupowałam te cuda przez internet. Tym razem weszłam do miejsca, gdzie regały "uginały się" pod włóczkami Rowana, Noro, Debbie Bliss i jeszcze kilku innych marek. Córka podtrzymywała mi szczękę, bo inaczej zniszyłabym podłogę w tym sklepiku. Wrażenia i odczucia bezcenne :)
Chodziłam, oczy sobie wypatrywałam, macałam i zachwycałam się różnościami.
Miałam na szczęście mężowską kartę na podorędziu, więc z gołymi rękami nie zamierzałam wyjść. Kupiłam to i owo (głównie Rowana Kid Classic, Kidsilk Haze, tweed), ale nie mogę Wam nic pokazać, bo po powrocie do domu torba została skonfiskowana i dostanę ją dopiero na urodziny:
Dzierżąc w dłoni moje łupy z familią przy boku zwiedzałam miasto. Największe wrażenie zrobił na nas, a głównie na moim Synku (fan zamków i rycerzy wszelkiej maści)
średniowieczny zamek:
Zdjęcia pożyczyłam stąd.
Synek był trochę smutny, że musiał opuścić mury zamczyska:
Córka zaliczyła wycieczkę do udanych :)
Miejscowość jest bardzo urokliwa, jak będziecie mieli okazję, to koniecznie tam zaglądnijcie. Chcemy tam pojechać, kiedy świat się zazieleni, karta wzbogaci, będzie jeszcze piękniej :)
Na koniec zapraszam na coś słodkiego, oto Żele z Gandawy (nie znam fachowej nazwy, tę wymyślił A.)
Do miłego!