Owa mała rzecz w ilości hurtowej i różnych wariantach, to dopiero radocha! Trzeba umilać sobie i innym nasze jestestwo, najlepiej drobiazgami, miłymi gestami. Zaraz robi się przyjemniej i człowiek choć na chwilę odrywa się od codziennych spraw, złych wiadomości dochodzących z eteru.
Jakiś czas temu Magda (poznana przeze mnie w magicloop), podarowała mi kilka markerów, które mnie zachwyciły. Dlatego zapytałam ją, czy mogłabym zamówić więcej. Jakaś pazerność nagła się we mnie obudziła. Ale spokojnie, trzymam ją w ryzach! Wczoraj w skrzynce czekało na mnie awizo. Wsiadłam dzisiaj na rower i pojechałam na pocztę odebrać przesyłkę. Oto jej zawartość:
Kolorowe śliczności będą umilać mi moje dzierganie :)
Dostałam też "gratisa", który przypięłam do torebki. Zgubiłam chwosta, który tam był i zastanawiałam się, czym by go zastąpić. Już wiem :)
Oczywiście markery poszły natychmiast w ruch i wyśmienicie spełniają swoje zadanie przy obecnej robótce!
Magdo, ogromnie dziękuję!!!
A Wy lubicie kolorowe markery, czy wykorzystujecie w tym celu kawałki włóczek?
wtorek, 12 sierpnia 2014
piątek, 8 sierpnia 2014
Licealny...
Pisałam już nie jeden raz, że najbardziej lubię proste fasony swetrów. Przeglądając internetowe sklepy z włóczkami, trafiłam zeszłej jesieni na ofertę, która przykuła mój wzrok. Włóczka Rowan Purelife Renew za $3. Poczyniłam zakup (nie w podlinkowanym sklepie), a jakże ;) Włóczka trochę przeleżała w szufladzie, nabrała mocy urzędowej i powstał z niej sweter. Z założenia miał być takim "modelem z czasów liceum", trochę za dużym, nieco rozciągniętym z długimi rękawami i kaczym kuperkiem. Taki wyszedł, ale nie miałam świadomości, że posiada co najmniej dwie inne zalety. Mianowicie pobudza krążenie i ma funkcję pilingującą. Włóczka jest szorstka jak diabli, kąpiel nawet w najdelikatniejszych specyfikach nie łagodzi jej ani trochę. Dla mnie to żaden problem, ale osoby wrażliwe mogą pokusić się o wydzierganie z niej jedynie wycieraczki ;)
Sweter zrobiłam wczesną wiosną, a może jeszcze zimą? Nie pamiętam! Zabrałam go na wakacje i sprawdza się znakomicie!
Proszę:
Widzicie mój umęczony palec wskazujący ;)
Inspirację znalazłam na Ravelry. Oryginał jest śliczny, inny w charakterze, to mały, krótki sweterek, z cieńszej przędzy. Co prawda też raglan, ale nie dziergany od góry i nie w jednym kawałku. Poza tym nie miałam ochoty kupować wzoru, którego i tak bym nie zrobiła.
Podkrój pod szyję i kaczy kuperek formowałam rzędami skróconymi. Jak ja mogłam robić na drutach nie znając tej cudownej metody?!
Sweter zrobiłam wczesną wiosną, a może jeszcze zimą? Nie pamiętam! Zabrałam go na wakacje i sprawdza się znakomicie!
Proszę:
Widzicie mój umęczony palec wskazujący ;)
Inspirację znalazłam na Ravelry. Oryginał jest śliczny, inny w charakterze, to mały, krótki sweterek, z cieńszej przędzy. Co prawda też raglan, ale nie dziergany od góry i nie w jednym kawałku. Poza tym nie miałam ochoty kupować wzoru, którego i tak bym nie zrobiła.
Podkrój pod szyję i kaczy kuperek formowałam rzędami skróconymi. Jak ja mogłam robić na drutach nie znając tej cudownej metody?!
sobota, 26 lipca 2014
W sam raz na jeden gryz
..., no może dwa.
Podzielę się z Wami dzisiaj przepisem na "falafelki". Specjalnie wzięłam to w cudzysłów, bo nie są to klasyczne kuleczki z ciecierzycy. Ale w naszym domu taka nazwa się przyjęła i nie da rady jej zmienić :)
Składniki:
500g mięsa mielonego (rodzaj - zgodnie z preferencjami, najlepiej zmielić samodzielnie)
1 jajko
1/2 cebuli
1-2 ząbki czosnku
bułka tarta (4-5 łyżek)
Przyprawy (ilość według uznania): sól, pieprz, słodka papryka, opcjonalnie: oregano bądź majeranek, curry
Wrzucamy składniki do miski i mieszamy.
Nie robię w zasadzie nigdy tradycyjnych jeśli chodzi o wielkość kotletów mielonych, bo jadłby je tylko mój Mąż, może Syn?! Specjalnie dla Córki formuję małe kuleczki (miarką jest łyżeczka do herbaty) i są takie jak w tytule :D
Smażę (krótko) na oleju. Ja najbardziej lubię z tzatzikami, ale miałam pod ręką dżemik żurawinowy własnej produkcji i z nim też smakują wybornie :) Moim chłopakom podaję dzisiaj tradycyjnie z ziemniaczkami i kalafiorem al dente. Ale można z kaszą, buraczkami, z czym się chce i co się lubi.
Oczywiście gotowanie jest tylko przerywnikiem w dzierganiu ;)
Podzielę się z Wami dzisiaj przepisem na "falafelki". Specjalnie wzięłam to w cudzysłów, bo nie są to klasyczne kuleczki z ciecierzycy. Ale w naszym domu taka nazwa się przyjęła i nie da rady jej zmienić :)
Składniki:
500g mięsa mielonego (rodzaj - zgodnie z preferencjami, najlepiej zmielić samodzielnie)
1 jajko
1/2 cebuli
1-2 ząbki czosnku
bułka tarta (4-5 łyżek)
Przyprawy (ilość według uznania): sól, pieprz, słodka papryka, opcjonalnie: oregano bądź majeranek, curry
Wrzucamy składniki do miski i mieszamy.
Nie robię w zasadzie nigdy tradycyjnych jeśli chodzi o wielkość kotletów mielonych, bo jadłby je tylko mój Mąż, może Syn?! Specjalnie dla Córki formuję małe kuleczki (miarką jest łyżeczka do herbaty) i są takie jak w tytule :D
Smażę (krótko) na oleju. Ja najbardziej lubię z tzatzikami, ale miałam pod ręką dżemik żurawinowy własnej produkcji i z nim też smakują wybornie :) Moim chłopakom podaję dzisiaj tradycyjnie z ziemniaczkami i kalafiorem al dente. Ale można z kaszą, buraczkami, z czym się chce i co się lubi.
Oczywiście gotowanie jest tylko przerywnikiem w dzierganiu ;)
czwartek, 17 lipca 2014
Nie ma tego dobrego, co by na lepsze nie wyszło...
... czyli jak ubiłam interes z Laurą.
To, że wpadłam w dziki szał przędzenia już wiecie. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, dlatego postanowiłam zamówić sobie czesankę ręcznie farbowaną. Poczytałam to jako wyższy stopień wtajemniczenia w tę materię. Napisałam prośbę do wspomnianej wyżej niezwykle zdolnej Bestyi. Nad kolorami nie zastanawiałam się długo, wiedziałam że muszą być mocne i żywe, bo tego mi teraz trzeba. Doenergetyzowuję się ;)
Miałam świadomość, że cała procedura potrzebuje czasu. Z całych sił, wygrzebanych z najgłębszych mych zakamarków, uzbroiłam się w cierpliwość! Czas szybko zleciał i Laura napisała, że włóczka jest gotowa?! Włóczka? Miała być czesanka, przemknęło mi przez głowę. Ale zaraz po tym ogarnęła mnie radość, że psim swędem będę miała Laurową przędzę!!!!!!!!!!!!!!!!! Hurra, hurra!!!!!!!!!!!!
Natychmiast napisałam, że kupuję, choć zostałam poinformowana, że nie muszę, że Jej błąd, itd. Za późno pomyśałam sobie, chcę i koniec!
Od momentu wysłania przez Laurę nitek, nerwowo przedreptywałam, bo moja cierpliwość ćwiczona w ostatnich dniach, buntowała się. Wyczekiwałam Pana Doręczyciela i.... dzisiaj nadszedł ten utęskniony dzień :)
Otwarłam kopertę i moim oczom ukazała się włóczka piękna, intensywnie nasycona barwnikami, ale to jeszcze nic. Miałam w rękach przeróżne włóczki, te ręcznie przędzione też i... Muszę przyznać, że każda, nawet najpiękniejsza, najbardziej miękka włóczka przemysłowa, przegrywa w przedbiegach z ręczną przędzą! To istny puch! Miękkość nad miękkościami! Wiem, że nie jest to tylko moje zdanie. Mam okazję obserwować na "Fejsbuku" kobitki, które też połknęły bakcyla. Tworzą piękne rzeczy i mam wrażenie, że prząśniczek ostatnio przybywa. Super!
A teraz zdjęcia:
Dla mnie to 588 metrów radości! Prawdą jest, że tego rodzaju włóczki mają swoją cenę. Nie namawiam do hurtowych zakupów, ale... na szczególną okazję, moteczek na przytulaśną chustę, czemu nie?!
Jeśli ktoś byłby zainteresowany, podaję namiary do Laurowego kramu (klik):) Jest na czym oko zawiesić!
Tymczasem borem, lasem...
piątek, 11 lipca 2014
Nie całkiem à propos...
Opanowała mnie żądza posiadania chusty z własnoręcznie uprzędzonej nitki. Poddałam się jej z dziką rozkoszą! Jako rasowy niecierpliwiec, natychmiast ruszyłam do miejsca, gdzie nabyłam czesankę. Nie było łatwo! Chciałam coś barwnego. Szuflady pękają mi od szarości i stonowanych odcieni. Potrzebuję odmiany.
Z kolorowym warkoczem za pazuchą, wróciłam do domu i zaczęło się kręcenie, zwijanie, pranie, suszenie:)
Od początku wiedziałam jaką dzianinę chcę uzyskać i który to będzie wzór. W tej drugiej kwestii szczęście mi sprzyjało, ponieważ kupiłam opis w promocji (jakie to modne obecnie słowo). Oryginał widziałam na własne oczy. To lekka zwiewna, nieduża chusta. Według mnie zdecydowanie letnia odsłona. Moja wersja jest jej zaprzeczeniem, kolorystyka raczej jesienna. Chusta wyszła duża, mięsita i niebywale miękka. W sam raz na chłodne, wręcz mroźne dni...
Efekt taki uzyskałam dzięki mojej przędzy. Nitka typu lace nie wchodziła w grę. Przędłam z zapałem, starałam się jak mogłam, ale błędów nie uniknęłam. Zostaną ze mną w mojej chuście i nie zamierzam tego zmieniać! W miarę przędzenia nitka nieco ewoluowała, bo coraz lepiej sobie z nią radziłam. Zapanowałam nad nią :) Są fragmenty, z których jestem dumna, bo oczka są równe i nitka ma optymalną grubość:
Z duszą na ramieniu prezentuję Wam moją, nawet bardzo moją odsłonę On the Move:
Teraz kręcę fiolety, więc uciekam i pozdrawiam :)
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Kręci się i plecie...
... jak to w życiu. Raz lepiej, dwa razy gorzej, ale zawsze do przodu. Wpadam tu jeszcze czerwcową nocą, bo się zaparłam i zawzięłam, że muszę i już. Dawno mnie tu nie było, choć bywałam, a jakże ;)
Miałam ostatnio dużo spraw do ogarnięcia, uporałam się z nimi na 5 plus, tylko jakoś organizm mój dziwnie się zbuntował...
... ale nie o tym. Jak zasugerowałam w tytule kręcę... nitkę znaczy. Usiadłam po kilku latach (wstyd, wstyd) do kołowrotka. Pozbierałam go do kupy, naoliwiłam i uczę się na nowo...
granatowe Corriedale:
Coś, co kupiłam dawno temu i nie była to czesanka (ale o tym przy innej okazji):
Niebieskości zeszły już z kołowrotka, są po kapieli i wiszą z obciążnikiem, tu jeszcze na motowidle:
Czesanka Malabrigo jest obecnie na warsztacie:
Zrobiłam też dwa swetry. Fragment jednego z nich poniżej:
Tymczasem zmykam z nadzieją, że niebawem się odezwę :)
poniedziałek, 5 maja 2014
Pół kilograma radości...
500 g niby nie dużo, a jednak jeśli ma się tyle włóczki, do tego najulubieńszej - sama radość!
Do tego całkiem sporo można z tego wydziergać. Dwa całe swetry, w tym jeden dziany podwójną nitką z kieszeniami i kołnierzem w dodatku ;) Ale nie o nim dzisiaj. Będzie o tym drugim...
Wzór autorstwa Hani (cóż za niespodzianka). Miałam przyjemność testować Xanti, widziałam sweter na żywo, kiedy projektantka odwiedziła stolicę. Ja swoją wersję robiłam (i tu kolejna niespodzianka) z Holst Garn Noble w kolorze Loch i Chestnut . Uwielbiam tę włóczkę. Dla mnie bomba, po "kąpieli" miękka i przyjazna dla skóry. Dlatego nie zraziło mnie w ogóle, że do tego konkretnego projektu jest nieco za cienka. Dodałam tu i ówdzie kilka oczek, przesunęłam warkocze lekko na boki, żeby mi się w odpowiednim momencie w talii zeszły i gra. Mam lekki, letni sweter, choć w niezupełnie letnich kolorach, ale za to bardzo moich :)
Przyodziałam świeżynkę i udałam się z rodziną w celach spacerowo-gastronomicznych w miasto. Zdjęcia zostały zrobione po powrocie i sweter jest na nich trochę pomięty, przechodzony taki, ale sprawdził się na medal!
Wzór jak zwykle u Hani rozpisany perfekcyjnie. Dzierganie było przyjemnością, do tego włóczka, którą mogę z czystym sumieniem polecić. Musicie przyznać, że jest wydajna i cenowo dość przystępna?! Przyjemna i w robocie, i w noszeniu, w to uwierzcie mi na słowo.
Do tego całkiem sporo można z tego wydziergać. Dwa całe swetry, w tym jeden dziany podwójną nitką z kieszeniami i kołnierzem w dodatku ;) Ale nie o nim dzisiaj. Będzie o tym drugim...
Wzór autorstwa Hani (cóż za niespodzianka). Miałam przyjemność testować Xanti, widziałam sweter na żywo, kiedy projektantka odwiedziła stolicę. Ja swoją wersję robiłam (i tu kolejna niespodzianka) z Holst Garn Noble w kolorze Loch i Chestnut . Uwielbiam tę włóczkę. Dla mnie bomba, po "kąpieli" miękka i przyjazna dla skóry. Dlatego nie zraziło mnie w ogóle, że do tego konkretnego projektu jest nieco za cienka. Dodałam tu i ówdzie kilka oczek, przesunęłam warkocze lekko na boki, żeby mi się w odpowiednim momencie w talii zeszły i gra. Mam lekki, letni sweter, choć w niezupełnie letnich kolorach, ale za to bardzo moich :)
Przyodziałam świeżynkę i udałam się z rodziną w celach spacerowo-gastronomicznych w miasto. Zdjęcia zostały zrobione po powrocie i sweter jest na nich trochę pomięty, przechodzony taki, ale sprawdził się na medal!
Wzór jak zwykle u Hani rozpisany perfekcyjnie. Dzierganie było przyjemnością, do tego włóczka, którą mogę z czystym sumieniem polecić. Musicie przyznać, że jest wydajna i cenowo dość przystępna?! Przyjemna i w robocie, i w noszeniu, w to uwierzcie mi na słowo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
don't ask
... mijający właśnie rok był inny, niełatwy, wiele mnie nauczył o sobie samej. Zdarzyło się dużo przykrych rzeczy, ale były też momenty wart...

-
Junko Okamoto tworzy między innymi swetry, duuże swetry. Kto lubi oversize na pewno znajdzie coś dla siebie wśród jej projektów. Jeden z na...
-
... mijający właśnie rok był inny, niełatwy, wiele mnie nauczył o sobie samej. Zdarzyło się dużo przykrych rzeczy, ale były też momenty wart...
-
Dedykuję ten wpis szczególnie Karinie 😘 Nie wszyscy są fanami cykorii. Ma jednak ona grono licznych wielbicieli. Może uda mi się zachęc...